Everybody bum, czyli Wróg Ludu
Wypad teatralny nr 32 / Escapade No. 32
Kolejna klata, czy raczej kolejny Klata za mną. Patrząc na to zdjęcie można by powiedzieć, że wydałam ostatnie pieniądze na bilet, albo szłam na kolanach do sztuki.
Wróg Ludu Henryka Ibsena w reżyserii mojego ulubieńca, szalonego Jana Klaty, to sztuka napisana w 1882 roku, ale spokojnie odnajduje się we współczesnych realiach.
Short, short, czyli bardzo krótkie streszczenie
Pewien lekarz odkrywa, że woda z kąpieliska w jego miasteczku zatruwana jest przez ścieki z garbarni. Ale uzdrowisko to źródło dochodu lokalnej społeczności… Do Krakowa przyjeżdża 10 mln turystów… Oprócz tego w spektaklu jest wszystko co polskie: układy, walka brata z bratem, teść – heavy metalowiec (może nie polskie, ale norweskie nawiązanie, bo w końcu autor norweski), manipulowanie prawdą, upadek prasy (dosłownie), drobne ustroje, problemy finansowo-bytowe, wytresowana publika (to my), aktualny temat na „U”, krakowski smog. Ibsenowska zatruta woda staje się krakowskim zatrutym powietrzem długo ignorowanym przez władze naszego miasta. Brak tlenu osłabia sumienie – mówi lekarz w dramatycznym monologu. Są cytaty z Biblii z Mahometem zamiast Bogiem. Słynne Mane, tekel, fares – biblijna fraza zwiastująca niechybny upadek Babilonu. Jest też biczowanie się się porami (warzywami a nie portkami), szkoda, że sztucznymi a nie prawdziwymi, bo dodałoby to trochę kolorytu do rekwizytu (sztuczne pory wyglądają na sztuczne). Wszystko fajnie i prawie śmiesznie, ale zakończenie spektaklu wywróci wszystko do góry nogami!
Tyle streszczenia, bo na sztukę BARDZO warto się wybrać, żeby zobaczyć resztę. A jak to u Klaty dzieje się dużo. Było tytułowe bum, hałasu co nie miara, prowokacja artystyczna i jak zawsze u Klaty świetnie dobrana muzyka a burmistrz śpiewający Little Drummer Boy – Mistrz! Jedi interpretacja zdecydowanie lepsza od oryginału i od wersji w wykonaniu Boney M., Franka Sinatry, Celtic Women, Helene Fischer i wielu, wielu innych których posłuchałam na youtubie, żeby się upewnić, że Radosław Krzyżowski jest THE BEST w tej roli i w tym wykonaniu tej piosenki! W pewnym momencie śpiewają wszyscy – aktorzy i publiczność! Ja też.
Kapitalna scenografia i kostiumy Justyny Łagowskiej a wężowy garniturek Billinga wymiata! Skąd ona to wszystko bierze…
Aktorzy
Juliusz Chrząstowski – uzdrowiskowy lekarz – dla mnie „dżinius” w tej postaci. Opanowany, inteligentny, tryskający poczuciem humoru, czasami improwizujący do granic wytrzymałości publiki – jedna osoba wychodzi w trakcie „lekko” kontrowersyjnego monologu aktora…
Monika Frajczyk – tu w tym spektaklu jako córka doktora, czasami gra trochę jak marionetka, czasami jak kukiełka, a jej ruchy, mimika i tzw. ogólny ruch sceniczny, dla mnie na 5 z plusem! W tej sztuce debiutuje na scenie Teatru Starego. Jeszcze studentka PWST, ale widać, że swoją bardzo kruchutką figurką zawładnie nie jedną rolę. Będę jej kibicować, bo tu w tym spektaklu była świetna.
Inni aktorzy też świetni, czyli BRAVO! BRAVO! BRAVISSIMO!
Show must go on i wkrótce następna recenzja. So stay tuned…