Wehikuł czasu, czyli jak wylądowałam w schronie przeciwatomowym
Wypad ochronny nr 29 / Escapade No. 29
Dzisiaj wehikuł czasu przeniósł nas w czasy Polski Ludowej, zimnej wojny i stałego zagrożenia wojną atomową. Schodzimy do podziemia i lądujemy w schronach pod kombinatem Huty im. Tadeusza Sendzimira a kiedyś Lenina. Ciężkie ołowiane drzwi uchylają się a potem zamykają za nami. Zaczyna się historia.
Schrony miały pomieścić 1/10 mieszkańców dzielnicy Nowa Huta i budowano je po to, aby w razie wybuchu wojny, przetrwała przynajmniej część pracowników Huty Lenina – jednego z największych zakładów produkujących stal dla Związku Radzieckiego.
Budynek „S” to budynek socjalny, budynek „Z” to budynek dla zarządu, a oba budynki naraz to centrum administarcyjne Kombinatu. Pod obydwoma budynkami znajdują się powierzchniowo takie same schrony, ale ten pod budynkiem „S” miał pomieścić ok. 500 „zwykłych” ludzi, a ten pod budynkiem „Z” był przeznaczony dla około 50 VIP-ludzi. Oba schrony połączone są ze sobą dłuuuugim korytarzem.
Przechodzimy kolejno przez różne pomieszczenia.
Akumulatorownia – magazynowano tam energię potrzebną do działania najważniejszych urządzeń i telefonów.
Pokój z filtrami i rowerem służącym do ich napędzania… ponapędzałam sobie chwilę…A o co chodzi z tym rowerem? Powietrze przed wlotem do pomieszczeń schronu było filtrowane w celu usunięcia potencjalnego skażenia. Aby ułatwić sobie pracę i nie obsługiwać urządzeń filtrujących ręcznie, zamontowano napędzający je za pomocą człowieka, rower.
Rozgłośnia radiowa – nadawała najważniejsze informacje o aktualnej sytuacji do tzw. kołchoźników rozmieszczonych na terenie całej dzielnicy.
Pokój wypoczynkowy, gdzie na rozkładanych meblach Kubuś można było zregenerować siły po wybuchu bomby atomowej…
W każdym pomieszczeniu były też specjalne szczelne zbiorniki na wodę pitną.
Wszędzie na ścianach wiszą mapy, różnego rodzaju schematy, plansze z hasłami „reklamowymi”, a na stołach czekają w gotowości do działania dziesiątki telefonów (w jednym z nich jest nadal sygnał, sprawdziliśmy).
Największe jednak wrażenie robi pokój operacyjny i centrum kryzysowe tzw. atomowe call center. Miały tam zapadać najważniejsze decyzje o tym co dalej, jeśli oczywiście jutro byłoby jeszcze jakieś dalsze „dalej”. Centrum kryzysowe wygląda jakby żywcem wzięte ze starego filmu szpiegowskiego. Dziesiątki telefonów, mapy, „elektroniczne” tablice alarmowe, tablica meteorologiczna, na której ręcznie ustawiano parametry pogodowe według informacji otrzymywanych z zewnątrz (wiatromierz działa do dzisiaj, bo sprawdzaliśmy). W tym miejscu można przenieść się w czasie, podnieść słuchawkę telefonu i na chwilę zostać dyrektorem całej Huty!
Ostatnim pomieszczeniem jest salka szkoleniowa Obrony Cywilnej, gdzie pełno jest masek przeciwgazowych dla ludzi i dla koni również…
Fajnie, że wszystkie eksponaty z epoki są ogólnie dostępne, można ich dotknąć, popedałować na rowerze oczyszczając przy okazji powietrze, można tez położyć się na Kubusiu albo założyć maskę i jakby ktoś bardzo chciał to też ten gumowy kombinezon.
I tak po 2 godzinach wracamy do smartfonowej rzeczywistości.
Dzisiaj schrony wykorzystywane są jako magazyny, przestrzenie wystawiennicze, parkingi a w blokach mieszkalnych przerobiono je na piwnice.
Na szczęście mieszkańcy Nowej Huty nigdy nie musieli korzystać ze schronów w takim celu do jakich je przeznaczono.
Ta komunistyczna kiedyś dzielnica Krakowa dzisiaj staje się coraz bardziej atrakcyjna dla turystów, ponieważ skrywa wiele niestandardowych miejsc do zwiedzania, a duża ilość zieleni (drzewa miały zmniejszczyć siłę atomowego podmuchu…) jest dodatkowym atutem przyciągającym nowych mieszkańców do tej dzielnicy.
Podobno pod Nową Hutą istnieje drugie miasto. Podziemne miasto ze schronami, tunelami, podziemnymi szpitalami i łączacymi się podziemnymi przejściami. Wszystkie informacje można sprawdzać na stronie www.schronywnowejhucie.pl
Niektórzy mieszkańcy pamiętają jeszcze stare nazwy osiedli, które dla zmylenia przeciwnika były „zaszyfrowane” przez co poruszanie się po Nowej Hucie przypominało trochę grę „w okręty”. Mieszkało się na B-3 a pracowało na A-1. Ale szybko mieszkańcy Nowej Huty nadali nowe nazwy poszczególnym osiedlom. I tak Centrum Administracyjne nazywane było Pałacem Dożów lub Watykanem, a baraki robotników w Pleszowie to był poprostu Meksyk (pewnie stąd to powiedzenie, ale Meksyk…). Osiedle Teatralne było Tajwanem, ponieważ leżało daleko od centrum. Park Ratuszowy to „Piccadilly”, a bar „pod chmurką” przed wejściem do kombinatu to „Lasek Buloński”. Ponadto był też Dom Szwedzki na os. Szklane Domy i Dom Francuski na os. Centrum B.
I na koniec: Nowo Huto! Ja tu jeszcze wrócę!