Z notatnika włóczykija…
… idąc malowniczą ścieżką wzdłuż Rudawy zauważamy, że ostro do roboty zabrały się bobry, świeżo nadgryzione drzewa leżą nad rzeką, ale sprawców brak…
… przechodząc przez Park Decjusza zachwycamy się drewnianym smokiem (chętnie pobuszowałabym w jego wnętrznościach) i rzeźbami Bronisława Chromego w galerii na trawie…
… z Alei Kasztanowej skręcamy w Aleję Panieńskich Skał, gdzie przez chwilę przyglądamy się niedawno wybudowanemu kościołowi NMP Królowej Polski (to trzeci, bo dwa poprzednie spłonęły) i zaraz za nim wkraczamy do Rezerwatu Panieńskie Skały. Wyprzedzamy kilku spacerowiczów, a downhillowcy wyprzedzają nas…
… Aleją Żubrową zbliżamy się do ZOO, gdzie jak zwykle gapimy się na dwie słonice – Citte i Baby, a potem wśród ryków lwa dochodzimy do Pawilonu Okocimskiego – niedawno otwarto tu Centrum Edukacji Ekologicznej Symbioza. Pięknie tu i pouczająco… Czytam o kompostowniku dżdżownicowym, który można wykonać samemu i zainstalować sobie w miejskiej kuchni. No nie wiem, czy jestem gotowa na wspólne życie z setką dżdżownic kalifornijskich…. Pomyślę o tym jutro…
… mijamy Polanę Juliusza Lea, wąwóz Kozie Nogi i kierujemy się na Sikornik, to tam w styczniu mieliśmy bliskie spotkanie z dwoma dzikimi dzikami, które na szczęście zakończyło się bez ofiar po obu stronach…
… u stóp fortu Kościuszko, przez bezlistne drzewa widzimy zarysy fortyfikacji i wychodnie wapienne, potem mijamy bunkier – pracownię artystyczną i największe składowisko mamutów w Polsce…
Koniec.
To był miły spacer urokliwymi ścieżkami raz w górę raz w dół, zaliczyliśmy kilka premii górskich, 51 pięter, 18740 kroków i 12,2 km. Endżoj!