Capitol Reef National Park to najbardziej niedoceniany park w USA i niech tak pozostanie, bo dzięki temu nie spotkaliśmy tu wielu turystów. Szlaki są łatwe i wiadomo jak to w Utah, bardzo spektakularne. Na początku XX wieku, jacyś ludzie (pewnie pracowici Mormoni) odwalili kawał dobrej roboty, bo usunęli z kanionu wielkie głazy i dzięki temu „udrożnili” ten teren dla ludzkości. Ale kamienie do tej pory trzeba usuwać po każdej powodzi, bo woda nanosi za każdym razem nowe. Wybieramy łatwą trasę meandrującym kanionem, chcąc zobaczyć co jest za kolejnym zakrętem i za kolejnym… Idziemy wśród skał wysokich na ponad 150 metrów a w niektórych miejscach odległość miedzy ścianami ma tylko kilka metrów – to robi wrażenie. Ogrom tych skał i wielka cisza przed nadchodzącą burzą tworzą dodatkowo niesamowity klimat. Idziemy prawie sami, mijamy tylko parę sympatycznych seniorów w traperskich kapeluszach i parę równie sympatycznych studentów. Gdyby nie granatowe „dramatyczne” niebo i nazwa szlaku Grand Wash – jak najbardziej adekwatna do tego co się tu dzieje, gdy pojawi się woda, która swoją siłą wymywa wszystko, co napotka, pewnie poszlibyśmy w siną kanionową dal. Do tej pory jestem pod wrażeniem wysokich ścian dziwnie zerodowanych, z wieloma dziurami wypłukanymi przez wodę i skał przypominających egipskie mumie. Na szczęście prawdziwa Wielka Ulewa przeszła bokiem, ale i tak wezbrana rzeka w wielu miejscach przelała się przez drogę co pozwoliło nam wykonać kilka spektakularnych przejazdów naszym Yuconem. Oprócz szlaków pieszych przez park wiedzie scenic drive oczywiście z nieziemskimi widokami. Po drodze spotykamy tyko żółtego Nissana, który cierpliwie pozuje mi do instagramowych zdjęć. Zaglądamy też do miasteczka Fruita, założonego przez Mormonów w 1880 roku i do tej pory pełnego owocowych drzew zasadzonych dawno temu przez tutejszych mieszkańców. W 1955 roku miasteczko zostało opuszczone, kiedy teren ten został włączony do Parku Narodowego Capitol Reef. Na szczęście park utrzymuje te sady przy życiu i można sobie w nich zbierać owoce za darmo tyle ile zje się na miejscu, a „na wynos” można sobie kupić za kilka $. Niestety gdy schodzimy ze szlaku jest już późno i sady są zamknięte. To nic, w tym dniu jest Dzień Dziecka, więc idziemy na pyszną owocową tartę.