Proszę pani, ale tu nie można wchodzić z
pieskiem… Rozumiem, ale to nie piesek, to Gudi. Aaaa…
Miniaturowy sznaucer z brodą, krzaczastymi
brwiami i frędzlami na łapach oraz temperamentem, którym mógłby obdarzyć kilka
psów, mały wulkan energii zawsze gotowy do drogi, bez gadania, to znaczy bez
szczekania, pakował swoje porcelanowe miski, kraciastą sofkę i ładował się na
tylne siedzenie wehikułu. Najlepszy towarzysz podróży i wierny przyjaciel.
Miłośnik FMF jeszcze z czasów kiedy
festiwal rezydował na krakowskich Błoniach, chodził do muzeów, zwiedzał
zamki i pałace, klasztory i kościoły, a z Siminą to nawet pracę magisterską
pisał. Szukał z nami złotego pociągu, ale lubił też jeździć zwykłą koleją.
Podkrakowskie dolinki znał jak własną
kieszeń, obwąchał tam każdy zakątek, obszedł każdy kamień i obsikał każde
drzewo, ale nie stronił też od piasku na Costa del Krispi i pustyni
Błędowskiej. Szukał czarownic na zamku w Lipowcu i upodobał sobie pewną
malowaną budę w Zalipiu…
A co pani tu robi? Przepraszam, ale pies mi
uciekł… Nie jeden raz udało nam się wejść na „psie alibi” do miejsc opatrzonych
tabliczką wstęp wzbroniony.
Nie wpuścili go do kopalni w Nowej Rudzie,
bo nie mieli takiego małego kasku…, ale za to polował na ważki płynąc kajakiem
(i o mało co wszyscy nie wylądowaliśmy w wodzie).
Serce Gudiego po 14 latach odmówiło
współpracy, nie ma już z nami tego czarnego futrzaka, ale są najpiękniejsze
wspomnienia i foty, duuużo fot! bo to nie był zwykły pies, to był Gudi. THE
Dog. Hau!