Co dziś w menu? Seattle… Miasto, gdzie bezsenność Christiana Greya leczą chirurdzy ze szpitala Grace Anathomy a podziemna muzyka grunge wciąż unosi się w powietrzu… Ale teraz zapomnijcie o tym wyimaginowanym świecie i pakujcie się na pokład kultowej kolejki, którą z prędkością 70 km/h przejedziemy przez wnętrzności muzeum popkultury do centrum miasta a może i dalej…
Kolejka Monorail ma już ponad 50 lat i zmajstrowano ją z myślą o EXPO, czyli Wystawie Światowej, która odbyła się w Seattle w 1962 roku. Skonstruowana w Niemczech przez firmę Alweg, popłynęła statkiem do Nowego Jorku a stamtąd transportem drogowym do Szmaragdowego Miasta. Chociaż technologia Alweg jest nadal w użyciu, to kolejka z Seattle jest jedyną oryginalną i wciąż działającą kolejką na świecie. Jeśli chodzi o zasięg działania, to szału nie ma – długość trasy wynosi 2 km, ale za to wagony unoszą się nad ulicami na wysokości trzeciego piętra…, poza tym rocznie przewozi ponad 2 mln pasażerów a bilet kosztuje tylko 2,5 $. Ech! Gdyby tylko dało się zwiedzać całe Seattle tym jednoszynowym pojazdem na 64 oponach…
Wysiadamy z Monorail i co dalej…
… jak zawsze udajemy się na śmierdzący rybami Pike Place Market, jeden z najstarszych publicznych targów w USA, otwarty w 1907 roku. Rocznie odwiedza go ponad 10 mln osób, wśród których większość to zapewne fani sprzedawców – żonglerów rzucających rybami. Tym razem na ich stoisku oprócz chóralnego okrzyku: Uwaga! Latające ryby! padłam na widok tabliczki „Welcome Pearl Jams Fans. Why go home without fish?”… (w tym czasie w Seattle ponad 40 000 potencjalnych klientów – smakoszy świetnie bawiło się na koncercie tej kultowej grupy…)
Kontynuując rybi temat odwiedziliśmy Ballard Locks – rybią drabinę, która pomaga rybom w ich peregrynacjach na tarło. Oczywiście jak to w Stanach wszystko jest pięknie wytłumaczone na planszówkach a dodatkowo przez grubą szybę można podglądać grubą rybę, czyli wysiłki łososi w ich drodze do rozmnażania.
Tuż obok Ballard Locks znajduje się park – ogród botaniczny, który nie znalazł się w naszym zeszłorocznym rankingu: Seattle – miasto Nirvany i parków – tak więc przy okazji nadrobiliśmy zaległości.
Miłośnicy książek mogą być zaskoczeni, ale…
… w porównaniu z innymi amerykańskimi miastami, na jednego Seattleite przypada najwięcej księgarni i bibliotek, tak więc udaliśmy się do niezwykle fotogenicznego wnętrza Public Library, które zachwyca również swoim zewnętrznym emplois. Pięknie się tu czyta, buszuje wśród książek i podziwia architektoniczne detale. Aż szkoda było wychodzić, ale chcieliśmy sprawdzić…
…. co słychać w kawowym McDonaldsie?
Jako świeżo upieczeni koneserzy Kauai Coffee postanowiliśmy sprawdzić co nowego u starego, dobrego Starbunia. W końcu przemierzając Stany nie jeden raz ratowaliśmy się darmowym wi-fi w progach tej firmy z Seattle. Okazuje się, że marzeniem naczelnego szefuńcia Starbucksa było stworzenie nowej generacji kawiarni połączonej z prażalnią i degustacją kawy. I tak powstało Starbucks Reserve Roastery and Tasting Room. Byliśmy, zobaczyliśmy, ale kawy nie wypiliśmy. Powód? Nie byliśmy tam sami…, gdybyśmy ustawili się wtedy w kolejce, to prawdopodobnie teraz odbieralibyśmy swoje zamówienie… I tak spełniają się marzenia… szefa Starbucksa.
PS.
Facet z brodą w kolorze kawy pali kawę w Starbucksie… To się nazywa marketingowy majstersztyk!
A na koniec…
… a na koniec naszego pobytu w Seattle zostałam zaproszona na koncert Eda Sheerana… Na ponad dwie godziny porzuciłam mą miłość do techno i elektroniczno – progresywnych dźwięków i zauroczyłam się brytyjskim artystą o pięknym i delikatnym głosie. Sympatyczny muzyk zdobył serca wszystkich na stadionie CenturyLink Field i nie jest prawdą Panowie, że publiczność składa się wyłącznie z płci pięknej!
Seattle