Weekend z zabytkami Powiatu Bocheńskiego
Pogoda wręcz wymarzona na zwiedzanie, leje deszcz, jest zimno a niebo ma intrygująco dramatyczną tonację. To nic, bo w ten weekend powiat bocheński oddał do dyspozycji zwiedzającym kilkanaście swoich najcenniejszych skarbów. Oprócz miejsc znanych wszem i wobec można było zobaczyć obiekty, które otwierają swoje podwoje tylko raz w roku. To wystarczyło, aby wybudzić mnie z deszczowego letargu. Muzea, kościoły, żydowskie cmentarze, park archeologiczny, galerie sztuki, winnica, dwory, zamki, spacery szlakiem króla Kazimierza Wielkiego w Bochni oraz spacery po Lipnicy i Nowym Wiśniczu. A my co? A my wylądowaliśmy w wiezięniu. Jedni bronią się rękami i nogami, aby tam nie zakotwiczyć, a inni czekają na specjalne okazje, aby przestąpić progi tej specyficznej instytucji dyscyplinującej niegrzecznych obywateli.
Punktualnie o godzinie 13 przekroczyliśmy bramę zakładu karnego dla recydywistów w Nowym Wiśniczu. Strażnik więzienny uprzejmie nakazał nam opróżnić kieszenie i torebki z broni palnej, narkotyków, ostrych przedmiotów, aparatów fotograficznych i telefonów a nasza niekrępująca 50 – osobowa grupa poszukiwaczy mocnych wrażeń, karnie zastosowała się do tego polecenia. I tak ogołoceni ze wszystkiego udaliśmy się z naszym przewodnikiem – majorem na zwiedzanie klasztoru Karmelitów Bosych, który znajduje się na terenie zakładu karnego. Cały teren, jak to w więzieniu, starannie uporządkowany, a stare klasztorne budynki odmalowane. I w to wszystko niesamowicie wkomponowana fasada kościoła z widocznymi śladami pożarów. Nad głównym wejściem do świątyni widnieje stara tablica z łacińską inskrypcją wyjaśniającą okoliczności wzniesienia tej budowli. Po otwarciu kościelnych wrót, naszym oczom ukazał się zarys budowli i fragmenty stiuków w miejscu dawnej nawy głównej, dachem jest niebo a podłogę stanowi starannie przystrzyżona murawa. W miejscu prezbiterium stoi krzyż. W czasie zaborów a później okupacji niemieckiej kościół został zrujnowany, rozebrany, a budulec z niego wywieziony. Mimo tak ogromnych zniszczeń to niezwykłe miejsce, gdzie ruin świątyni pilnuje 420 osadzonych.
To wybitne dzieło wczesnego baroku zostało ufundowane przez Stanisława Lubomirskiego, jako dar wdzięczności za zwycięstwo pod Chocimiem w 1621 r. Po śmierci hetmana Jana Karola Chodkiewicza, Stanisław Lubomirski został mianowany naczelnym dowódcą 75 – tysięcznej armii polsko-litewsko-kozackiej. Sytuacja była krytyczna, ponieważ pod Chocim zbliżała się 200 – tysięczna armia turecka z sułtanem Osmanem na czele. Stanisław Lubomirski złożył wówczas ślub: jeśli odniesie zwycięstwo, to w dowód wdzięczności wybuduje w Wiśniczu świątynię wraz z klasztorem. Armia polska pokonała Turków i zmusiła do zawarcia pokoju 9 października 1621 roku a Lubomirski spełnił obietnicę i na miejsce usytuowania klasztoru wybrał najpiękniejszą część Wiśnicza na wzgórzu położonym obok swojego zamku. Świątynię zaprojektował i budował nadworny architekt Stanisława Lubomirskiego, włoski architekt Maciej Trapola. Materiał do budowy pozyskiwano z miejscowych kamieniołomów a darmową siłę roboczą stanowili jeńcy tatarscy. Świątynię konsekrowano 1 lipca 1635 r. W ciągu wieków przechodziła ona różne koleje losu. Klasztor funkcjonował do 1783 roku a od XIX wieku służy jako więzienie.
Zamek Kmitów i Lubomirskich oglądnęliśmy na wszelkie możliwe sposoby: była trasa dworska, kaplica, krypy grobowe i… trasa nietoperza. Wnętrza samego zamku delikatnie mówiąc trochę wieją nudą, ale nie ma się co dziwić, bo stan prawny jest niepewny, więc nikt nie kwapi się do inwestowania. Ale komnaty zamkowe to nie wszystko, bo jest też trasa nietoperza! Ooo, nasza przewodniczka obryła się z tego tematu na szóstkę! Otóż na terenie Polski występuje 26 gatunków nietoperzy a na zamku są aż trzy. W sumie stacjonuje tu około 300 jednostek, z których dwa osobniki mogliśmy zaobserwować z bliska. Te dwa zwisające z sufitu „worki” o średniej wadze dwuzłotówki czekały na noc, czyli swój nietoperzowy dzień w krypcie grobowej Lubomirskich. Prawdziwi strażnicy grobów. Swoją charakterystyczną postawę w spoczynku – zwisanie głową w dół – zawdzięczają specjalnej budowie tylnych kończyn. W okresie zimowym zapadają w stan hibernacji, podczas którego temperatura ich ciała obniża się o ponad 30 °C, aby przeżyć, korzystają jedynie z podskórnych zapasów tłuszczu. Aby je zgromadzić, już od wczesnej jesieni bardzo intensywnie żerują. Wszystkie polskie nietoperze są owadożerne i niezwykle żarłoczne – masa owadów zjedzonych w ciągu jednej nocy może być równa połowie masy ich ciała. Ssaki te posiadają zdolność do echolokacji, która polega na wysyłaniu ultradźwięków. Sygnały odbite od przeszkód czy zdobyczy wracają jako echo do ucha i w ten sposób informują o świecie zewnętrznym. Te sprytne bestie mogliśmy też posłuchać na specjalnie przygotowanym pokazie. To był niezwykle interesujący wykład o życiu z nogami do góry i głową w dół!
A na koniec niezwykłego weekendu, zawieruszyliśmy się w Wieruszycach. Po długich poszukiwaniach z google.maps, maps.me i innych dżipiesach, wreszcie stanęliśmy u stóp wieży obronno – mieszkalnej na planie prostokąta o wymiarach 11 m x 14 m. To jedna z niewielu zachowanych w Polsce szesnastowiecznych obronnych siedzib szlacheckich. Zachwyciło nas to miejsce, ale jeszcze bardziej historie, które opowiadał opiekun tej budowli. Najlepiej posłuchać ich osobiście, a następne zwiedzanie już za rok.
Piękne, magiczne, urokliwe, tętniące historią miejsca, zabytki i ludzie, którzy z pasją dzielili się z nami swoją wiedzą. Mimo mocno niesprzyjającej pogody, to był niezwykle udany weekend. Oprócz zamku Lubomirskich (wstęp na Trasę Nietoperza za symboliczne 5 zeta) i Kopalni Soli w Bochni (50% zniżki na bilety), wszystkie miejsca udostępnione były bezpłatnie. Nic tylko zwiedzać, czego wam i sobie życzę.
***
A 16 września odbędzie się w Jerzmanowicach, Racławicach i Dolinie Będkowskiej pierwszy Festiwal Nietoperzy…