Wernisaż wystawy Wojciecha Plewińskiego przyciągnął w piątkowy wieczór tłumy. Na ścianach w Muzeum Manggha czekało na nas 300 czarno – białych fotografii, a każda z nich z jakąś historią. Idealne kadry zrobione w idealnym czasie, idealnej sytuacji, przy idealnym świetle. Widać, że zdjęcia te powstały w wyniku uważnej obserwacji świata. Plewiński to mistrz. Przyszłam, bo może po cichutku czegoś się nauczę.
Warszawiak z urodzenia, krakowianin z wyboru, architekt z wykształcenia, fotograf. Mówi o sobie, że fotografowanie jest jedną z jego funkcji życiowych. Patrząc na jego zdjęcia, wydaje się, że mówi prawdę. Znany jest przede wszystkim z portretów, okładek dla Przekroju i zdjęć teatralnych; w ciągu 40 lat w Starym Teatrze udokumentował prawie wszystkie spektakle. Jego fotoreportaże pokazują jak naprawdę wyglądały Ziemie Odzyskane, życie pierwszych mieszkańców nowych nowohuckich osiedli, świat po drugiej stronie żelaznej kurtyny, paryskie ulice, włoskie klimaty. Był cierpliwym dokumentalistą. Przez dziesięciolecia siedział, czaił się i czekał na ten moment, kiedy zrobi pstryk. Fotoreportaż nie jest dziełem przypadku, trzeba mieć wyobraźnię, wyczucie i dobre oko, bo to samo miejsce w innym układzie, nie będzie tak intrygujące. Jego ludzie i miejsca zawsze mają w sobie to coś.
Wojciech Plewiński jest jednym z najważniejszych polskich fotografów powojennych a jego fotorelacje można oglądać na wystawie w krakowskim Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha od 16 września do 4 października 2017 r.
Czapki z głów.