Ukraińskie anabasis cz. 2 – Na Pikuj „szagom marsz”…
Ranek w Wołowcu wita nas ulewą i chmurami miejscami sięgającymi dolin. No cóż, widać że dzisiaj widoków nie będzie. Próbujemy „zaczyniać” pogodę, może chociaż przestanie padać, ale efektów brak. W międzyczasie pada propozycja, aby nie pchać się aż do Libuchory, ponieważ połoniny i tak będą zasnute chmurami i skrócić trasę tylko do Pikuja. Nie powiem abym protestował, zwłaszcza po wczorajszej „wyrypie” na Wielki Wierch. Przez kolejne kilkadziesiąt minut autobus daje nam odczuć stan ukraińskich dróg, Mimo to kierowcy udaje się podjechać prawie do końca drogi, w pobliże turbazy w Husnem.
Bez szczególnej ochoty wbiłem się w stuptuty i kurtkę przeciwdeszczową, mając w perspektywie ponad 3 godzinną wspinaczkę w błocie, deszczu i mgle. W końcu „moja ochota” przegrywa z naturą i decyduję się przerwać tę katorgę, a w roli „reprezentacji” na Pikuju zastąpi mnie Miśkowa, ja tymczasem popstrykam trochę zdjęć, rozejrzę się po Husnym a może i znajdę coś ciekawego.
Przez następną godzinę włóczę się po wsi w nadziei, że może spotkam kogoś chętnego do rozmowy, niestety napotkane „babuszki” patrzą na mnie podejrzanie, jak na jakiegoś „szpiona”, zresztą moja znajomość rosyjskiego nie powala na kolana. Co ciekawe dodawanie „sja” na końcu wyrazów też nie pomaga…
Skoro nie udało mi się w wiosce, spróbuję w turbazie. Tu już lepiej, zostaliśmy zaproszeni do środka, zamawiamy piwo, pielmieni i od razu dzień inaczej wygląda. Przełamując pierwsze „lody” wymieniamy z gospodarzem uwagi o polityce i tu niespodzianka, nasz „polsko-rosyjski” jest zrozumiały a i my rozumiemy po ukraińsku, choć alkoholu były śladowe ilości. Zwiedzamy też pokoje aby przekonać się o warunkach, według mnie czysto schludnie i godne polecenia. Nasz gospodarz zapewnia, że można przyjechać nawet w zimie. W ofercie jest nawet wyjazd na Pikuj uaz’em – to dla tych co uprawiają turystykę „inaczej” (to coś dla Doroty). Ci którzy chcieliby skorzystać z gościnności muszą pamiętać, że „turbaza” to nie schronisko – jeżeli nie będzie wolnych pokoi to nas nie przyjmą, dlatego trzeba wcześniej je rezerwować.
W międzyczasie pojawiają się pierwsi zdobywcy Pikuja, zmęczeni, przemoczeni, ale dumni. Słuchając ich opowieści przyrzekam sobie, że na pewno tu jeszcze wrócę, aby zdobyć Pikuj.
Pikuj (ukr. Пікуй, dawniej Pikul, przed II wojną światową zwany także Huślą) – najwyższy szczyt Bieszczad, o wysokości 1408 m n.p.m. Do 1772 przez Pikuj przebiegała granica między Koroną Królestwa Polskiego a Królestwem Węgier, do 31 grudnia 1945 południowa granica Rzeczypospolitej Polskiej. Na szczycie stoi czworościenny obelisk o wysokości 4 metrów poświęcony pierwszemu prezydentowi Czechosłowacji Tomášowi Masarykowi, zbudowany przez mieszkańców w 1935 roku. W tym czasie Zakarpacie należało właśnie do Czechosłowacji, a przez Pikuj oraz wzdłuż wododziału Verhovyny przechodziła granica pomiędzy Polską i Czechosłowacją. Ze szczytu roztacza się piękny widok, wynikający z faktu, iż wznosi się aż 700 m nad otaczającym go terenem.
Wieś, położona w rejonie Turki w obwodzie lwowskim, przez którą prowadzą główne trasy na Pikuj – najwyższy szczyt Bieszczad (1408 m n.p.m.). Na końcu wsi znajduje się turbaza czynna cały rok.
(także pilimeni, pielmenie, pielmienie, ros. пельме́ни [pʲiʎˈmʲɛni]) – rodzaj pierogów z dość luźnym farszem mięsnym, potrawa typowa dla kuchni rosyjskiej, zadomowiona w kuchni polskiej – zwłaszcza na terenach dawnego zaboru rosyjskiego. Pyszne!